Data: 09.01.2016; 14:31
Taka ciekawostka zagwozdka dla kumatych.
A znów dał się słyszeć głos o takim nomen omen wyższym, bo rządowym urzędniku, który przestudiował wprawdzie całe pięć lat, wszystkie egzaminy zaliczył, lecz dyplomu - jako ten nasz były Pan prezydent Kwaśniewski - nie obronił lub z niego zrezygnował po prostu.
I teraz zakłopotanie wielkie, bowiem wszyscy wiedzieli, że wyższe ta osoba ma, gdyż studia ukończyła, prawie, no ale bez tego dodatku, czyli magisterskiego dyplomu.
I teraz: jak takie wykształcenie traktować, czy:
a)jako wyższe bez dyplomu? Czy:
b) jako średnie, jak w w/w. przypadku prezydenckim?
Osobiście uważam, że tak jak to jest w przypadku "wykształcenia średniego", że można je mieć, pomimo braku matury, tak i w wypadku wyższego bez dyplomu również powinno ono być tak traktowane, boć przecie -
- pięć lat studiowania, plus zdanie wszystkich egzaminów, to jednak chyba coś więcej, niż to średnie bez długoletniego studiowania?!
Tymczasem rzekomo kompetentni lecz nie całkiem w głowie kompletni - każą nam je traktować tożsamo!!
Tylko kiep tak może kazać.
Niczym te: "Dobry wieczór" o 2,oo w nocy lub Dobranoc o tej samej godzinie, albo Dzięń Dobry - o tej samej.
Kumu kumu komuś brak?
Oglądam w TV te różne wyroki, to wiem jak jest, niestety ale.
Krzywdzi się ludzi na każdym kroku, nawet nie uznając 5-letniej harówy na studiach, z braku pracy dyplomowej.
Jakby nie szło użyć tytułu: magister dyplomowany, w odróżnieniu od niedyplomowanego.
Lub, po prostu - dać prawo do obnoszenia się /podawania/ z wyższym.
To taaakie proste, i może dlatego takie skomplikowane, dla niektórych? Jak zwykle.